czwartek, 21 maja 2015

Mads - część 5

Wybaczcie tak długą nieobecność, ale praca i uczelnia mnie pochłonęły. Mimo to wreszcie udało mi się napisać kolejną część ;)




Do „Parlare” docieram w niespełna kwadrans. Gdy wchodzę do środka, Rose od razu zaciąga mnie na zaplecze, gdzie po chwili siedzimy przy filiżance kawy.
- Co się stało? – moja przyjaciółka jak zawsze chce wiedzieć wszystko od razu.
Upijam łyk kawy i spokojnie opowiadam Rose o wszystkim, co się stało.
- Żona?!
- Tak, Rose, jego żona do niego zadzwoniła i cały przyjemny nastrój prysł.
Na chwile zapada cisza i każda z nas zagłębia się we własnych myślach popijając kawę.
- W sumie nie wiem, co ja sobie myślałam. Wiedziałam, że ma żonę, a czułam się jak… jak…
- Jak na randce? – podpowiada mi Rose, lekko się uśmiechając, a ja jedynie kiwam głową. – Z drugiej strony pomyśl… Skoro jego nastrój uległ aż tak dużej zmianie, po telefonie żony, może to coś poważnego, w sensie…
- Nie, Rose. Nie mów tak, nie chcę tak o tym myśleć. Jutro się z nim spotkam i zakończę tę znajomość. Nie chcę się wkręcić, bo wiem, że to za wysokie progi.
- Jutro się z nim widzisz?!
Widząc minę mojej przyjaciółki, nie potrafię powstrzymać uśmiechu.
- Nie musisz tak krzyczeć – śmieję się. – Obiecałam mu, że pokażę mu trochę Florencji.
W restauracji spędzam jeszcze około godziny, zastanawiające się z Rose jak powinnam się zachować, gdy Mads do mnie zadzwoni. Zupełnie nie mogę się zdecydować, co zrobić. Jednak w końcu staje na tym, że powinnam się z nim spotkać. To przecież tylko zwykły znajomy, prawda?
Wychodząc z „Parlare” odruchowo kieruję się do antykwariatu. Co prawda mam dzisiaj wolne, ale kawa z Diego, to dobry pomysł na popołudnie.
Wchodzę do „Il profumo dei libri” i jak zawsze wita mnie wesoły dźwięk złotego dzwoneczka.
- Witaj, Diego.
Mój głos pewnie rozchodzi się po sklepie, jednak odpowiada mi cisza.
- To dziwne – mówię do siebie i kieruję się na zaplecze.
Gdy przekraczam próg pomieszczenia, moja torebka wypada mi z rąk.
- Boże, Diego?!
Te słowa wyrywają się z moich ust, gdy widzę leżącego na ziemi przyjaciela. Od razu podbiegam do niego i sprawdzam mu puls, który jest ledwo wyczuwalny.
Później wszystko dzieje się bardzo szybko.
Telefon na pogotowie i do Rose, a po chwili moja przyjaciółka wbiegająca do antykwariatu razem ze swoim mężem.
Przyjazd karetki i zostawienie kluczy do antykwariatu, żeby Marco go zamknął.
Potem już tylko szpital i białe ściany poczekalni.
Po kilkunastu stresujących minutach udaje mi się porozmawiać z lekarzem i zobaczyć się z Diego, który teraz spokojnie śpi w szpitalnym łóżku. Okazało się, że staruszek miał zawał i musi spędzić jakiś czas na obserwacji i leczeniu.
Umawiam się z lekarzem, że wrócę następnego dnia z kilkoma rzeczami dla Diega.
Gdy wychodzę ze szpitala, jest już wieczór. Idąc na postój taksówek, wyciągam telefon, który dotychczas wyciszony spoczywał w mojej torebce. Kilka sms-ów od Rose i nieodebrane połączenia od nieznanego numeru.
- To zapewne od Madsa – mówię sama do siebie, wsiadając do taksówki.
Po drodze piszę sms-a do przyjaciółki, aby poinformować ją o stanie mojego szefa, jednak do Mikkelsena postanawiam nie oddzwaniać, póki nie wrócę do domu.
Płacę kierowcy należność i wspinam się po schodach do mieszkania. Od razu zrzucam z siebie sukienkę i idę pod prysznic. Tego dnia miałam zdecydowanie za dużo wrażeń.
Gdy stoję pod ciepłym strumieniem wody, moje myśli wracają do Madsa.
Przed oczami znowu mam jego cienkie wargi i ciepłą dłoń, której dotyk dzisiaj czułam.
Gdy wychodzę spod prysznica, orientuję się, że jest już po północy. Wzdycham i jeszcze raz spoglądam na nieodebrane połączenia od nieznanego numeru.
- Oddzwonię jutro – mówię cicho do siebie.
Nastawiam budzik i odkładam telefon na stolik przy łóżku, a sama zakopuję się w pościeli. Jednak ledwie dotykam głową poduszki, gdy rozbrzmiewa piosenka „Love life”, zwiastującą połączenie. Niechętnie sięgam po telefon i odbieram, nawet nie sprawdzając, kto dzwoni.
- Słucham? – mówię sennym głosem.
- Obudziłem cię?
Od razu wiem, kto jest moim rozmówcą. Tego głosu nie da się pomylić.
- Nie, dopiero się kładę. Miałam oddzwonić do ciebie jutro.
- Chciałem zapytać, co z tym zwiedzaniem.
- Ach, no tak?
- Więc?
- Przepraszam, Mads, ale obawiam się, że nie dam rady. Mój szef, Diego, miał zawał i trafił do szpitala. Muszę się zająć antykwariatem.
- Hmm… Rozumiem. W takim razie może mogę ci jakoś pomóc?
- Nie chciałabym zabierać ci za dużo czasu. Na pewno jesteś bardzo zajęty.
Mads zamyśla się na chwilę, a ja wsłuchuję się w jego miarowy oddech.
- Czy ty mnie unikasz?
Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że mój rozmówca zadał mi pytanie.
- Nie… Ja… - wzdycham z rezygnacją. – Wybacz, po prostu nie do końca wiem jak mam się zachować. Nie ukrywam, że jesteś jednym z moich ulubionych aktorów. W dodatku jeszcze kilka lat temu byłam tobą mocno zauroczona, a teraz, jak gdyby nigdy nic proponujesz mi spotkanie. Sam przyznaj, że to może być nieco zaskakujące. Poza tym mam świadomość, że jesteś żonaty.
- Żonaty… A co to ma do rzeczy?
- Nie chcę, żeby jakiś paparazzi zrobił nam zdjęcie, a potem będziesz miał problemy, bo będą cię posądzać o zdradę.
Nie mam pojęcia czemu, ale nagle słyszę w słuchawce śmiech Madsa.
- Powiedziałam coś zabawnego? – pytam zdezorientowana.
- Po prostu pozwól, żebym ci pomógł. Na razie i tak mamy przerwę w zdjęciach do nowego sezonu.
- No dobrze.
Mimo wszystko uśmiecham się, gdy podaję Madsowi adres antykwariatu umawiając się z nim na jutro. Odkładam telefon na stolik i zapadam w spokojny sen.
Następnego dnia, gdy słońce zbudziło mnie ze snu, przecieram oczy i uśmiecham się, patrząc w okno, za którym widnieje błękitne niebo. Wiem, że Diego nadal jest w szpitalu, ale na szczęście jego stan jest stabilny. Poza tym perspektywa spędzenia całego dnia w towarzystwie Madsa, nie może nie cieszyć.
Biorę prysznic i robię poranną toaletę. Zakładam na siebie swoją ulubioną sukienkę w kwiaty, tę samą, którą miałam na sobie, gdy pierwszy raz spotkałam Mikkelsena.
Uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze, malując rzęsy. Tego dnia z pewnością nie mogę zaliczyć do tych z cyklu „jak zwykle”.
Spokojnie zjadam śniadanie i jadę do antykwariatu. Gdy jestem na zapleczu, sprzątam porozrzucane wczoraj książki. Właśnie podnoszę ostatni wolumin, kiedy rozbrzmiewa radosny dźwięk dzwoneczka wiszącego przy drzwiach wejściowych. 



(Wszystkie wydarzenia opisane w opowiadaniu są fikcją.)

3 komentarze:

  1. Ale jesteś tak zakończyć,juz sie nastawiłam na Madsa a tu ... Koniec. Wreszcie jest rozdział. Czekałam i czekałam i jest hurrra 😊 super😏 czekam jak się rozwinie akcja.
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Póki, co brak weny i czasu na tego bloga, poświęcam się zamknięciu dwóch pozostałych blogów, ale jak tylko to skończę z tamtymi to zapewne tu wrócę ;)

      Usuń